O szostej rano ladujemy w Delhi. Ku naszemu zaskoczniu pada deszcz. Mamy plan by od razu jechac w Himalaje. Na lotnisku placimy za prepaid taxi na dworzec kolejowy New Delhi. Idziemy na postoj taksowek skad napotkany indus ciagnie nas do swojej taxi twierdzac ze wlasnie za nia zapacilismy. Nie wierze jego twarzy cwaniaka i po krotkim poszukiwaniu udaje nam sie wsiasc wreszcie do wlasciwego auta. Przy nastepnej wizycie w indiach bede juz wiedziala zeby wyjsc z lotniska w prawo.
Dlugo jedziemy taksowka na dworzec new delhi. Nasze pierwsze wrazenie z Indii to ze podbnie tu jak w egipcie. Biletu w himalaje oczywiscie nie udalo sie nam kupic. To dluga historia ale takich bezczelnych cwaniakow, ktorzy nam wciskali kit o rzekomym braku mozliwosci kupna biletu przez obcokrajowcow sie nie spodziewalismy. Dwoch gosci podawalo sie za pracownikow kolei i nie pozwalali nam wejsc na stacje bez biletu na pociag. W szoku. Kierowali nas do jakichs biur podrozy, gdzie opowiadali nam, ze biletow w praktycznie zadnym kierunku juz nie ma, ale moga nam wynajac auto z kierowca.
Zostalismy w delhi na noc, zeby sie ogarnac i odnalezc tutaj.
Przejezdzajc pierwszy raz obok Main Bazaar Majk stwierdza ze nawet tam nie wejdzie. Rzeczywiscie nie wyglada zbyt zachecajaco, bloto platanina kabli niewykly chaos i domki wygladajace na zrujnowane. W koncu jednak mieszkamy na main bazaar, gdzie jest niezly syf, ale najwiecej hoteli dla bacpackersow i jest blisko na stacje. Pokoj jest spoko, jest nawet ciepla woda. Wieczorem poznajemy fajnych francuzow, ktorzy sa tu prawie lokalesami. Siedza tu od dwoch lat. Dali nam troche wskazowek.
Aby kupic bilet na pociag wstajemy o 4 rano. Na ulicy ciemno, ludzie cali nakryci wokami spia na ziemi, na rikszach albo pala smieci. Na stacji idziemy prosto do kas dla lokalsow. Dla obcokrajowcow sa jeszcze zamkniete. Wypelniamy maly druczek rezerwacju i mamy bilety do agry(w himalajach ulewy, wiec zmieniamy plany)! Kosztuja 4 dolary od osoby. Jestesmy naprawde zajarani, koles z kasy patrzy na nas jak na wariatow.
Nasz pobyt w delhi ogranicza sie do main bazaar, gdzie pelno jest sklepikow i kramow. Robie pierwsze ciuchowe zakupy, zeby za bardzo nie wyrozniac sie z tlumu w europejskich ubraniach. W nocy padaja deszcze wiec ulica to jedno wielkie bloto zmieszane z krowimi odchodami. Bloto ma charakterystyczny zapach, potem dowiemy sie ze to zapach betelu i tytoniu, ktore hidusi namietnie zuja, a potem spluwaja gdzie popadnie.