Noc spedzamy w autobusie Krabi Bangkok i o 5 rano wysiadamy na dworcu poludniowym. Taksowka za 200 bahtow docieramy do backpackerskiej dzielnicy wokol Kao San, gdzie jest szansa na czynne o tej porze hotele. Wiekszosc jest pelna albo droga. W koncu hurra! jest wolny pokoj za 300 poza glowna ulica.
Wstajemy wczesnie rano, aby zalatwic wize do wietnamu. Nie mozna jej zalatwic na granicy. Jest cos takiego jak prewiza, ktora upowaznia do wyrobienia wizy po przylocie na lotnisku. Zalatwiaja ja wietnamskie biura podrozy, ale trzeba wyslac skan karty kredytowej, co wydaje sie dosc ryzykowne.
Do ambasady plyniemy promem rzecznym, a nastepnie skytrainem. Z uslug tuktukow i taksowek rezygnujemy, poniewaz spieszy sie nam i nie chcemy wyladowac w sklepie z pamiatkami.
Wiza kosztuje 1700 bahtow(w kazdym kraju jest inna cena), a jej wyrobienie trwa az 4 dni robocze. To widac dla ambasady wietnamu powazne biurokratyczne przedsiewziecie. Na szczescie dokladajac 800 bahtow mozna pomoc biednym, wietnamskim papierkowcom i skrocic czas do 2 dni. Nam sie nie spieszy, zostawimy paszporty i pojedziemy na polnoc. Przynajmniej nie trzeba ich pilnowac.
Jedziemy do chinatown w nadzieji napotkania jakiejs egzotyki. Pudlo, Bangkok jest nowoczesniejszy od kazdego miasta w Polsce. Troche inaczej sobie to wyobrazalismy.
Wieczorem szwendamy sie po khao san i okolicy. Spotykamy tlumy turystow, choc pora deszczowa to podobno martwy sezon. Nawet smieszny pierdolnik. Wprost ze straganow mozna tu sprobowac tajskich specjalow kulinarnych od zup tom yam, po sataye(szaszlyki), tajskie desery konczac na smazonych insektach. Te ostatnie obiecywalem sobie juz dawno. Nie jest latwo sie przelamac, ale w koncu wzialem do ust jakies larwy, a potem swierszcza. Smakiem przypominaja chipsy. Byly jeszcze zuki i karaluchy, ale to juz za duzo. I tak sie caly spocilem.
Ja nie jestem wariatem i wzielam sobie zamiast grilowanego pasikonika moj ulubiony deser z galaretek zalanych superslodkim mlekiem kokosowym:)
Nastepnego dnia rano plyniemy wodna taxi do must see - krolewskiej dzielnicy ze zlotymi palacami i watami ozdobionymi szkielkami w kazdym kolorze teczy i lusterkami. Odwiedzamy wat Pra Kaew, w ktorym mieszka sobie maly szmaragdowy budda, krolewski palac w stylu renesansowo-tajskim, i wat Po, w ktorym osiaga nirwane najdluzszy chyba budda w Tajlandii. Widoki wyjete zywcem z bajki.