nastepnego dnia udajemy sie na polnoc do sukhotai, ktore bylo stolica syjamu, przed ayuthaja. Owczesne panstwo bylo niedoscignionym wzorem dla przyszlych pokolem. To wtedy syjam przezywal swoj najwiekszy rozkwit. Bez osiagniec sukhotaiu w sztuce, kulturze czy polityce, dzisiejsz panstwo byloby o wiele ubozsze.
Wiekszosc hoteli znajduje sie w nowym Sukhotai, miasteczku oddalonym o 12 kilometrow od ruin dawnej stolicy. Miasteczko jest male i calkiem sympatyczne. Stoja w nim tradycyjne drewnianyce domy budowane na palach w celu lepszej wentylacji. Wieczorem po obu stronach drogi rozstawiaja sie budki z jedzeniem. Zazwyczaj sprzedaja zupe z chinskim makaronem, czasem potrawy sa bardziej wymyslne. W glownym skupisku nocnych knajpek mozna zjesc cos bardziej wyszukanego, od tom yuma(tajskiej ostrej zupy z mlekiem kokosowym) przez swieze owoce morza po zaby. Oprocz budek z jedzeniem jest tez kilka restauracji dla bialasow, gdzie jedzenie jest gorsze, bo mniej przyprawione, i drozsze.
Spimy w porzadnym guesthousie TR za 250 bahtow z darmowym internetem. Rano mocno leje, mimo to pozyczamy skuter i jedziemy do dawnej stolicy. Ruiny sa polozne nad rzeka wzdluz ktorej rosna palmy. Sa w gorszym stanie niz te w Authayi chociaz na zdjeciach w przewodnikach wydawaly sie lepiej zachowane. Coz, sa w koncu starsze o dwa wieki. Odwiedzamy Wat Mahathat, z kilkoma nienaruszonymi postaciami buddy i kilka mniejszych watow w centralnym kompleksie stolicy. Oprocz centralnego sa jeszcze inne kompleksy, ale wiekszosc obiektow w nich jest w oplakanym stanie. Nie pozostalo z nich wiecej niz kilka krzywych kolumn lub rozsypujacych sie chedi. Sa jednak wyjatki takie jak kilkumetrowy posag siedzacego Buddy w wat Si Chum w czesci polnocnej albo wat Phra Pai Luang, ktorego misternie wyrzezbione prangi wygladaja jak nowe.