Jestesmy zmeczeni plywaniem, wiec jedziemy do Tanah Lot, swiatyni morza. Jej zdjecie jest na wiekszosci folderow o Bali. Balijczycy sa hinduistami z domieszka swoich dawnych wierzen, ale ich swiatynie roznia sie od hinduskich w Indiach. Kazda wioska ma swoja swiatynie albo i kilka, ale ich architektura nie zachwyca zazwyczaj. Mimo to Balijczycy czesto je odwiedzaja i skladaja liczne ofiary- w wyplecionych podstawkach z ofiaruja ciastka, ryz, owoce, papierosy itp. Potem te ofiary zjadaja psy, ptaki albo rozdeptuja turysci. Niedaleko za Kuta zaczynaja sie ladne widoczki- tarasowe pola ryzowe i droga wsrod palm. Po jakichs 40 minutach na naszym bzykaczu jestesmy na miejscu. Droga do swiatyni wiedzie miedzy straganami z badziewiem, a jakze...sama swiatynia jest bardzo srednia, skala w morzu a na niej jakies male oltzrzyki. Na skale nie wolno wejsc, ale poniewz akurat jest odplyw mozna podejsc blisko z boku. Widoki po drodze byly o wiele ladniejsze niz sama swiatynia.